Aleksandra Janik

Odchudzanie po polsku

Postęp cywilizacji niewątpliwie polepszył nam warunki życia i stworzył mnóstwo wygód i udogodnień. Dzisiaj, wracając z pracy nie musimy już dźwigać ciężkich siatek z zakupami, lecz możemy wygodnie zaparkować  auto przed supermarketem i kupić ulubioną zupę w proszku, ziemniaki puree z torebki, gotową surówkę i usmażony  kotlet. Dziwimy się, jak to dawniej nasze babcie mogły przy garnkach spędzać pół dnia. To bezsensowna strata czasu! Dzisiaj, zapracowany człowiek sukcesu z pewnością nie mógłby sobie na to pozwolić.

Odchudzanie po polsku

Współczesny obiad robi się w parę minut. Po sutym posiłku  nastawia się zmywarkę, i  reszta robi się sama. My mamy wówczas więcej czasu by odpocząć po ośmiu godzinach ciężkiej pracy za biurkiem.  W ramach  relaksu zasiadamy najczęściej przed telewizorem, przełączając ustawicznie kanały. Każdy tam z pewnością znajdzie coś dla siebie. Stacje telewizyjne wciąż prześcigają się w uatrakcyjnianiu swoich programów, a producenci żywności w uprzyjemnianiu ich oglądania. Chwilami, znużeni przysypiamy, ale na szczęście budzą nas reklamy, które na bieżąco informują o rynkowych hitach i doradzają w kolejnych zakupach. To właśnie dzięki nim wiemy, które chipsy smakują najlepiej, co warto zjeść rano i po co sięgnąć gdy chwyci głód.  Kolorowe migawki rozbudzają chwilowo uśpione zmysły i wyostrzają  apetyt. Wówczas jak lunatycy, podnosimy ociężałe ciało z fotela i przeszukujemy kuchenne szafki by znaleźć „coś na ząb”. Potem, zmęczeni żuciem i trawieniem zazwyczaj szybko zasypiamy. Tak najczęściej bez większych zmian mijają dni, miesiące i lata naszego życia…

Co jakiś czas dowiadujemy się jednak, że warto zadbać o swój wygląd, zdrowie i dobrą kondycję, więc dla wewnętrznego spokoju ubieramy się w garnitury i modnie skrojone suknie i udajemy na niedzielny spacer po mieście. Tam powoli i uważnie, z czekoladowym lodem w ręce oglądamy się w szybach sklepowych wystaw  i w skupieniu „przymierzamy” do innych. Gdy wypadamy lepiej, mamy spory powód do dumy, gdy spotykamy lepszych, tłumaczymy, że to - genetyka. I tak uspokojeni  i odprężeni wracamy z przechadzki do domu, by przy niedzielnej kawie i torcie podsumować wrażenia minionego dnia.

Wieczorem telefon, dzwonią znajomi by zaprosić na grilla, więc jak tu odmówić. Tym razem już, jak prawdziwi sportowcy, wskakujemy w firmowe, nowo zakupione dresy ( nareszcie okazja by je ubrać ), odpalamy auto i w mgnieniu oka jesteśmy na miejscu. Przy kolejnej kiełbasce polewanej piwem, uświadamiamy sobie jak przyjemny jest relaks na świeżym powietrzu. I tak godziny mijają, my śmiejemy się i żartujemy,  wreszcie odczuwamy znużenie. Patrząc trochę błędnym i uśpionym wzrokiem na ostatnią, dogorywającą  na ruszcie kiełbaskę, stwierdzamy, że najwyższy czas do domu. Wypada więc grzecznie podziękować, no i oczywiście zaprosić znajomych na rewanż. Po powrocie trochę doskwiera pragnienie, więc wypijamy duszkiem dwie szklanki coli i spokojnie kładziemy się spać. Rano, budząc się i odczuwając jeszcze nie do końca strawioną kiełbasę, nie mamy zbytnio ochoty na jedzenie. Sięgamy jedynie po szklankę mocnej kawy i w nienajlepszym nastroju wychodzimy z domu. Nasz minorowy humor jednak szybko mija. Niespodziewanie okazuje się, że koleżanka z pracy ma imieniny ! Postawiła wspaniały sernik z morelami, tort orzechowy i przekładane budyniem pączki. I jak to na imprezie, było dużo śmiechu, radości, co jakiś czas toast.

Wieczorem, przypadkiem stajemy na łazienkowej wadze i... wpadamy w panikę. Co, 7 kg w ciągu miesiąca? To przecież niemożliwe! Jak to się stało? Nie, zdecydowanie trzeba zacząć się odchudzać. Bierzemy w rękę gazetę lokalną i z podekscytowaniem szukamy ogłoszeń. Gdzieniegdzie widzimy jakieś oferty z ośrodków sportowych, klubów fitness, ale jakoś nie bardzo przykuwają naszą uwagę. W zniecierpliwieniu posuwamy się dalej. O jest ! „Komputerowe odchudzanie”, „Chudniesz bez wysiłku”, „10kg w tydzień - z gwarancją”, „Spadek wagi bez wyrzeczeń” „Schudniesz na pierwszym spotkaniu”, „Odchudzanie prądem”. Tak, tego właśnie szukaliśmy! Zniecierpliwieni, chwytamy pośpiesznie słuchawkę i wykręcamy podane numery, by dowiedzieć się gdzie będzie najłatwiej i najszybciej. Ku naszemu zdumieniu okazuje się, że wybór wcale nie jest prosty. By nie popełnić błędu, konsultujemy się więc z bardziej doświadczonymi  koleżankami i  sąsiadkami. Łut szczęścia sprawia, że akurat znajoma z klatki obok zajmuje się rozprowadzaniem rewelacyjnych środków odchudzających. Aby udowodnić, że nie rzuca słów na wiatr zaprasza nas na niezwykle ciekawe spotkanie. Tam atmosfera przyjazna, sielankowa, wręcz rodzinna powoduje, że czujemy się wyśmienicie. Fachowcy i profesjonaliści (przekwalifikowani z braku pracy murarze, kominiarze, księgowe) niezwykle wnikliwie tłumaczą nam od strony medycznej skład i mechanizm działania rewelacyjnego preparatu, który ponoć nie tylko odchudza, ale także uzdrawia z wszelkich dolegliwości i schorzeń. Oczywiście na wszystko są dowody. Jedna pani przez miesiąc schudła 15kg, pozbyła się osteoporozy i wrzodów żołądka. Innej z kolei cofnął się rak płuc, nad którym rozkładali ręce już wszyscy lekarze. Można także obejrzeć liczne zdjęcia z tzw. serii „przed i po” oraz ciekawe filmy. Tak wspaniałym spektaklem  zauroczyć się może nawet największy sceptyk, a co tu dopiero powiedzieć o tych, którzy w potrzebie chwytają się ostatniej deski ratunku. Wyciągamy, więc ostatnie zaoszczędzone grosze i bez wahania podejmujemy decyzję. Po miesiącu preparat się kończy,  a nasza waga...,  jak  stała tak stoi. Czując się  „nabici  w butelkę” dochodzimy do wniosku, że warto jedynie ufać własnej intuicji.

A nasz wewnętrzny głos podpowiada nam by skorzystać z rewelacyjnej ziołowej kuracji opracowanej przez świętych ojców. Myślimy więc, jak święte to z pewnością czyni cuda. Wypełniamy uważnie blankiet,  wpisujemy ile chcemy schudnąć i zniecierpliwieni czekamy na magiczną miksturę. Po dwóch tygodniach skrupulatnie przestrzeganych zaleceń nie bardzo jednak widać powód do radości. Waga jakby trochę drgnęła, ale gdzie tutaj do składanych nam obietnic!  No cóż, nie pomogły nawet święte zioła. Być może pomocna okaże się wreszcie nowoczesna technika?

Dzisiejsze gabinety kosmetyczne, wyposażone w profesjonalny sprzęt niczym szpitalne sale operacyjne,  oferują dla grubasów cały wachlarz usług. Na takim sprzęcie to wystarczy ponoć kilka krótkich seansów i problem z głowy. Dlaczego więc nie spróbować? Tam, układają nas na sterylnych, śnieżnobiałych prześcieradłach, ubierają w srebrne skafandry i podłączają kabelkami jak kosmonautów. Ponoć za pomocą przepływającego w nich prądu  nasze mięśnie zmuszane są do ciężkiej pracy i dostają solidny wycisk. My zaś możemy się spokojnie zrelaksować przy nastrojowej muzyce. Współczesne salony kosmetyczne niczym nie przypominają już tych z przed lat. Dzisiaj w trosce o klienta stwarza mu się mnóstwo dodatkowych atrakcji. Na przykład, po skończonym zabiegu można spokojnie usiąść w barku, kupić pączka, kawę i porozmawiać z innymi o wspólnym problemie. Przy wyjściu zaś fachowcy doradzą jaki kupić krem, by skutecznie wyszczuplił i ujędrnił nasze tłuste, pomarszczone pośladki. Tak to się można odchudzać!

Po udanym zabiegu, podbudowani i umotywowani kupujemy jedno z fachowych czasopism dla grubasów by  skorzystać z interesujących tam porad. Najpierw z zapartym tchem czytamy historię sukcesu jednej pani, która schudła 20kg, potem jak wykonać kilka prostych ćwiczeń z piłeczką na siedząco, aż wreszcie to co najbardziej nas interesuje - kulinarne przepisy i fachowe porady. Tutaj możemy dowiedzieć się jak zrobić niskokaloryczny placek na jabłkach, beztłuszczowe lody czy zdrową pizzę. Można też prześledzić najnowsze kroje sukienek, i co o naszej tuszy mówią gwiazdy na niebie. Są też opracowania najmodniejszych diet odchudzających oraz pomocne rady piosenkarek i aktorek. I tak wsparci rzetelnym, fachowym doradztwem pijemy przez tydzień wodę z gotowanej kapusty, zagryzamy grejpfrutem i cieszymy się każdym traconym kilogramem. Po tygodniu, motywacja mija, a my znów tyjemy z nawiązką. Tym razem jednak  już się nie  martwimy, bo mamy prenumeratę, a tam w każdym numerze zawsze coś nowego!

autor: dr Dariusz Szukała
POKAŻ