Każdego roku wczesną wiosną w jednym z dużych miast Ameryki spotykają się kardiolodzy z różnych stron świata, by przedstawić wyniki swoich najnowszych badań poświęconych leczeniu chorób serca i układu krążenia. W tym roku obradowali na przełomie marca i kwietna już po raz pięćdziesiąty siódmy. Na miejsce spotkania wybrali Chicago. Do miasta wiatrów przyjechało około 30 tysięcy kardiologów, w tym kilkudziesięciu z Polski. Niestety, na przełom w kardiologii jeszcze się nie zanosi i choroby układu sercowo-naczyniowego ciągle trzeba będzie leczyć do końca życia. Dobrą wiadomością jest jednak to, że lekarze coraz lepiej dobierają pacjentowi bezpieczne i skuteczne leki. Więcej też wiadomo o mechanizmach zachodzących w organizmie chorującym na serce.
Obrady tegorocznego kongresu kardiologicznego –
American College of Cardiology (ACC) – trwały cztery dni. Codziennie od rana do wieczora odbywało się po kilka sesji. Wiele uwagi poświęcono nadciśnieniu, jednej z najgroźniejszych dolegliwości sercowo-naczyniowych, która nieleczona staje się najczęstszym sprawcą zawału serca i udaru mózgu, a przez to główną przyczyną śmierci. W Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej u co trzeciego chorego udaje się uzyskać zadowalający poziom ciśnienia tętniczego, zgodny z zalecanymi wartościami. Niestety, w Polsce zaledwie kilkanaście procent pacjentów z nadciśnieniem jest prawidłowo leczonych. Powody tego stanu są różne. Często lekarze nie potrafią dobrać właściwej terapii – nie jest to bowiem takie proste. Mają duży wybór leków pomagających obniżyć u chorych ciśnienie, ale żaden z nich nie jest idealny. Do najczęściej stosowanych należą: sartany (ARB), inhibitory enzymu konwertującego angiotensynę (ACE), antagoniści wapnia, beta-blokery oraz tiazydowe leki moczopędne. Od jesieni polskim lekarzom przybędzie jeszcze jeden preparat. Został on już zarejestrowany przez amerykańską Food and Drug Administration (FDA) oraz europejską European Agency for the Evaluation of Medical Products (Europejska Agencja ds. Oceny Produktów Leczniczych – EMEA). Aliskiren jest pierwszym przedstawicielem nowej klasy leków, które należą do inhibitorów reniny. Zmniejsza on aktywność reniny w osoczu krwi (PRA, ang. plasma renin activity). Jest to istotne, bo nadmierna aktywność reninowa osocza zwiększa ryzyko zaburzeń układu sercowo-naczyniowego, co u chorych na nadciśnienie tętnicze może doprowadzić do zawału serca, a także uszkodzić inne narządy. Dotychczas leki stosowane na nadciśnienie, blokujące układ renina-angiotensyna, dają efekt odwrotny – powodują wzrost aktywności reniny w osoczu.
Aliskiren jest bezpieczny i dobrze tolerowany. Stosujący go chorzy nie skarżą się na uporczywy kaszel, który często męczy pacjentów zażywających inhibitory ACE. Wyniki badania ALLAY zaprezentowane podczas obrad ACC pokazują, że lek ten nie tylko obniża ciśnienie. Badanie to objęło pacjentów mających jednocześnie nadciśnienie tętnicze, nadwagę i przerost lewej komory serca. Zostali oni podzieleni na trzy grupy. Jedna była leczona preparatem z grupy sartanów (losartanem), druga dostawała aliskiren, a wobec trzeciej zastosowano terapię skojarzoną składającą z obu specyfików. Badanie wykazało, że u chorych zażywających zarówno aliskiren, jak i oba preparaty naraz doszło do zmniejszenia się przerostu lewej komory serca. Zmiany takiej nie zaobserwowano u pacjentów zażywających sam losartan. Chorzy z nadciśnieniem często przerywają terapię także ze względu na niepożądane działanie leku. Z kuracji sartanami, najlepiej tolerowanymi preparatami, rezygnuje po roku prawie 23% chorych, a po czterech latach – niemal połowa. Jeszcze mniej pacjentów jest w stanie wytrwać przy zażywaniu innych preparatów przeciwnadciśnieniowych. I tak z inhibitorów ACE po roku rezygnuje prawie 40% chorych, a po czterech latach – około 54%. Główną przyczyną odstawienia przez nich medykamentów jest uporczywy duszący kaszel. Preparaty z grupy antagonistów wapnia przestają być zażywane po roku przez około 46% chorych, a po czterech latach rezygnuje z nich około 60% (beta-blokery porzuca odpowiednio 54,6% i 65,7%, a tiazydowe leki moczopędne – 79,2% i 83,6%.)
Dlatego z dużym zainteresowaniem kardiolodzy czekali na wyniki badania ONTARGET, które porównywało skuteczność i bezpieczeństwo dwóch leków często stosowanych na nadciśnienie: sartanów oraz inhibitorów ACE. Dokładniej, porównano telmisartan z ramiprilem. Badanie objęło dużą grupę pacjentów – ponad 25 tysięcy, którzy skończyli 55 lat i cierpią na chorobę niedokrwienną serca czy cukrzycę, czyli są zagrożeni zawałem lub udarem. ONTARGET wykazało, że pacjenci, którzy rezygnują z terapii ze względu na działania uboczne inhibitorów ACE (przede wszystkim duszący kaszel), mogą bez szkody zmienić ten lek na sartan. Jest on równie skuteczny, jak inhibitory ACE obniża ciśnienie, a jednocześnie nie wywołuje na tyle poważnych działań ubocznych, by chorzy chcieli go odstawić. Do takiego wniosku doszli eksperci obserwując pacjentów przez 55 miesięcy (ponad 4 lata). Jest to też niezwykle ważne, bo leczenie nadciśnienia trwa przecież latami.
Na spotkaniu ACC udowodniono, że terapii nadciśnienia nie powinni też obawiać się ludzie starsi, nawet po osiemdziesiątce. Z badania o nazwie HYVET wynika, że dzięki obniżeniu u nich ciśnienia tętniczego ryzyko śmierci spada o jedną piątą, a tzw. incydentów sercowo-naczyniowych, czyli zawałów serca i udarów mózgu – o jedną trzecią. Do takich wniosków doszli lekarze, porównując dwie grupy osób: leczonych na nadciśnienie i nieleczonych, którzy otrzymywali jedynie obojętne dla organizmu placebo. Po zaledwie kilku miesiącach badanie przerwano. Okazało się bowiem, że lek niezwykle korzystnie wpływa na stan zdrowia pacjentów. Zaczęto więc podawać go wszystkim chorym. Jednocześnie wykazano, że terapia jest dla nich bezpieczna i nie powoduje niepokojących działań ubocznych. To niezwykle ważne, bo starsi ludzie zazwyczaj przyjmują mnóstwo różnorodnych leków. Dołożenie kolejnego budziło poważny niepokój wśród ekspertów. Badanie wykazało, że ich obawy nie były uzasadnione.
Naukowcy zajęli się też stanem zdrowia niezwykle otyłych osób z chorobą wieńcową. Objęli ich badaniem STRADIVARIUS, w którym zalecono im zażywanie rimonabantu. Lek ten blokuje receptory kanaboidowe, dzięki czemu chorzy nie czują wilczego apetytu (w efekcie mniej jedzą). Badani zaczęli chudnąć, zaobserwowano także, że spada u nich poziom trójglicerydów i białka C-reaktywnego (jego obecność świadczy o stanie zapalnym), a rośnie poziom dobrego cholesterolu (HDL). Co prawda, nie udało się jednoznacznie dowieść, że zmalało u nich zagrożenie miażdżycą. Jednak zdaniem jednego z autorów badania Stevena Nissena z Cleveland Clinic, zaobserwowane zmiany mogą z czasem poprawić stan naczyń krwionośnych, a tym samym zmniejszyć rozmiar blaszki miażdżycowej blokującej naczynia. Podobny efekt, czyli wzrost poziomu dobrego cholesterolu, daje leczenie rosuwastatyną. Takie wyniki przyniosło prezentowane na ACC badanie ASTEROID. Prowadzący je dowiedli jednocześnie, że lek obniża poziom złego cholesterolu (LDL) – średnio o 70 mg/dl. To wszystko sprawia, że zmniejsza się stan wypełnienia blaszką miażdżycową naczyń krwionośnych i ułatwiony zostaje przepływ krwi. Jest zatem większa szansa, że u pacjentów stosujących taką terapię nie dojdzie do zatkania naczyń, co mogłoby prowadzić do udaru lub zawału. Na kongresie ACC kardiolodzy dyskutowali także o leczeniu pacjentów z cukrzycą. Powód jest oczywisty. Choroba ta prowadzi bowiem do zatkania naczyń krwionośnych, co może skończyć się tragicznie. Obliczono, że aż ponad 75% osób dotkniętych cukrzycą umiera właśnie z tego powodu. Dotychczas żadna z terapii stosowanych u tych pacjentów nie zmniejszyła rozwoju miażdżycy. Poszukując skutecznych metod leczenia naukowcy przeprowadzili badanie PERISCOP, które objęło cukrzyków. Jednej grupie podawano pioglitazon (stosunkowo nowy lek), który zmniejsza poziom glukozy poprzez zwiększenie wrażliwości komórek na insulinę. Dzięki temu są one w stanie wykorzystać glukozę krążącą we krwi. Druga grupa chorych zażywała glimepiride, lek, który także obniża poziom glukozy, ale czyni to poprzez stymulowanie trzustki do zwiększenia produkcji insuliny. Okazało się, że choć oba środki skutecznie obniżają poziom glukozy we krwi, to ich wpływ na powstawanie płytki miażdżycowej jest całkowicie odmienny. Pacjenci z grupy pierwszej zażywający pioglitazone nie odnieśli tu żadnej korzyści. Za to u chorych z drugiej grupy, którzy przyjmowali glimepiride, zaobserwowano znaczącą poprawę: blaszka miażdżycowa uległa zmniejszeniu. Mimo coraz doskonalszych preparatów i opartych na nich terapii lekarze nadal namawiają do zdrowego stylu życia. Żaden lek nie zastąpi niskokalorycznej, bogatej w warzywa i owoce diety oraz codziennych spacerów.
Przeczytaj inne porady z tej kategorii
Dieta w chorobie wrzodowej
Jeżeli po spożyciu posiłku odczuwasz ból w okolicy nadbrzusza, być może cierpisz na chorobę wrzodową przewodu pokarmowego. Z jej objawami boryka się co dziesiąta osoba ...
czytaj więcejWygraj z kleszczem
Znawcy uważają, że w tym sezonie, jak zawsze po łagodnej zimie, łaskawa dla kleszczy przyroda sprawi, że rozmnożą się i zaatakują ze zwielokrotnioną siłą. Jest ...
czytaj więcej